Forum służy do prowadzenia rozgrywek PBF. Powstało w zamyśle grania w RPG tekstowe.
Nie jesteś zalogowany na forum.
"Dziękuję za pomoc, jeśli zakon powinien uiścić jakąś opłatę (do bibliotekarza) to proszę mi o tym powiedzieć lub poinforomować listownie" oparł się
"Widzieliście w tym mieście jakiegoś czarodzieja kaznodzieję?"
"Poszukuje go obecnie, byłbym wdzięczny za informacje o nim lub zaprowadzenie"
Everything is temporary. Czarne Motyle na oknach naszych wrogów mówią o ich sercach więcej niż każde słowa przez nich wypowiedziane.
Offline
- Jak widzisz jednak nikt nic mi nie zrobił i wszystko jest w porządku. A gdyby miało coś mi się stać... jeśli taki miałby być wyrok boski, to nie będę w stanie nic zmienić. - Kaznodzieja wzruszył ramionami. Tymczasem powoli zaczęli zbliżać się do kolejnych zabudowań, do kolejnej wioski.
- Faktycznie słyszałem o nim. - odpowiedział bibliotekarz. - Podobno chodzi po okolicy, leczy i naucza ludzi jakichś herezji... Wiele nie wiem, niestety. A co do opłaty - nie pobieramy opłat za wypożyczone książki, jeśli oddasz je w ciągu dwóch tygodni. - uśmiechnął się. Stary pustelnik już sobie poszedł.
Lesser Evil - Mistrz Gry
War of Shadows - Hasimir
A Game Of Thrones - #1Stark #2Martell
Offline
- Nigdy nie lubiłem zakonów i kościołów. Wiara jest dla mnie czymś bardziej osobistym. Ludzie powinni sami o tym decydować. - Caryll wziął łyka piwa żeby przepłukać gardło. - W jak sposób ten Kaznodzieja sieje chaos? Bo z metodami zakonników już się nie raz spotkałem. I czego oni szukają na tym zadupiu tu nad Sanvią?
Caryll wyszedł z karczmy gdy tylko dowiedział się wszystkiego co mogłoby go interesować i skończył pić piwo. Wszelkie normy przyzwoitości nakazywały przecież dopijać piwo do końca
Ostatnio edytowany przez Nie Czaha (2017-09-03 21:57:16)
I collect my story
Under the fragmented skies
Traveling through my wasteland
Praying for the rain to come
Offline
Chulainn przyjąwszy podarek od Kapitana, ukłonił mu się składając ręce na wysokości klatki piersiowej. Klasyczny mnisi gest. Odwrócił się i udał w kierunku najszerszej z ulic, z nadzieją, że znajdzie gdzieś miejsce, które będzie najbliższe rynkowi z jego rodzinnego miasta. Chulainn ciągle przewijał w myślach słowa Kapitana. Nie miał pojęcia, co dokładnie powiedział Kapitan, ale starał się znaleźć jakieś słowo, od którego mógłby zacząć szukać sensu. Tak pogrążony w myślach, zatrzymał się, by schować srebrne krążki do tobołku. Jeden zostawił w kieszeni, miał bowiem plan, co z nim zrobić później. Otworzył swój tobołek, a w nim, na samym szczycie zobaczył mapę. W zamyśleniu spojrzał na nią i przypomniał sobie, że wcześniej na statku w pośpiechu wrzucił ją do tobołka, bez odpowiedniego zabezpieczenia –w końcu mapa była stara i mogła się zniszczyć, ale o dziwo, nic się jej nie stało –była chyba twardsza, niż Chulainn zakładał. Patrzył na nią przez chwilę, po czym zacisnął klamrę, która powstrzymywała rzeczy w środku od wysypania się na zewnątrz. Spojrzał na niebo i pomyślał: niebo niby dalej takie same… ale jakieś inne, jakby bardziej smutne… coś jest nie tak z tym lądem. Wyciągnął jeden ze srebrnych krążków, który miał w kieszeni. Gdy otrzymał je od Kapitana, nie miał czasu by się im dokładnie przyjrzeć –byłoby to niegrzeczne wobec „niebieskiego kapelusza”. Srebrny, niewielki krążek, który po jednej stronie miał jakieś latające, pierzaste stworzenia, przypominające trochę Fenghuangi –boskie stworzenia, od których początek mają wszystkie pierzaste latające kreatury. W każdym razie, takie było pierwsze skojarzenie Chulainna; drugim były Allicanto –stworzenia wywodzące się od Fengów (tak bowiem Chulainn nazywał ptaki –fengami), które żywią się właśnie złotem i srebrem. Kolejnym i ostatnim skojarzeniem (i chyba najtrafniejszym) były Cetany –duchowe twory, przypominające sokoły, które kojarzyły się Chulainnowi z jego treningiem na Wyspie Cienia, bowiem jego Mentorka zawsze powtarzała, żeby być jak Cetan –szybkim, by prześcignąć przeciwnika; spostrzegawczym, by przewidzieć ruchy przeciwnika; oraz przede wszystkim bardzo rozważnym, by przechytrzyć przeciwnika. Mimo, iż nie było tam łatwo, zatęsknił za Wyspą Cienia. Pomyślał jak daleko jest od domu oraz jaki jest jego cel. Spojrzał w niebo, jakby w poszukiwaniu jakiegoś znaku, liczył, że być może zobaczy Nephele, by móc podziękować za gościnność Kapitana; lub może jakiegoś Żar-ptaka, który uspokoi serce Chulainna, mówiąc, że wszystko będzie dobrze ( w końcu Żar-ptaki widziały przyszłość i… dawały różne ‘błogosławieństwa’). Nic jednak nie zobaczył. Westchnął głęboko, po czym zamknął oczy, by się skupić. Przypomniał sobie raz jeszcze słowa Kapitana. Chyba już rozumiał ich sens. Czyżby błogosławieństwo Żar-ptaka? Cóż, jeżeli tak, to dzięki Żar-ptaku! Spojrzał na wzgórza wokół miasta. Czyli gdzieś tam, wśród tych pagórków, jest osoba, która jest w stanie mi pomóc. Muszę ją odnaleźć! Ostatecznie Chulainn wyrwał się z rozmyślań i w końcu ruszył najszerszą ulicą w poszukiwaniu targu.
–Mistrzyni zawsze powtarzała: „rekonesans jest najważniejszy”.
"Love is composed of a single soul inhabiting two bodies" ~Aristotle
Offline
Barman spojrzał na niego, spode łba.
- Opowiada jakieś herezje i namawia do niestworzonych rzeczy. Chce chyba obalić Zakon, pierdolony rebeliant. A tylko Zakon utrzymuje pokój i porządek w ryzach. A czego szukają nad Sanvią? To w końcu podbrzusze Imperium, blisko stąd zarówno do puszczy Taurańskiej, jak i Orthondu. Oczywiście, że zarówno Zakonowi, jak i pierdolonym buntownikom zależy na tych ziemiach, będącym zresztą dość żyznymi.
Gdy Caryll wyszedł z karczmy, zauważył że wcześniejsza grupka, do której miał pójść Ri'saad, przerzedziła się. Od wioski z kolei powoli oddalali się jakiś biedny, młody mężczyzna i znajomy Khajiit.
Chulainn, idąc za największym gwarem w okolicy, dotarł dość szybko do ulicy targowej. Jak się szybko przekonał, wielu mieszkańców tych wysp było z wyglądu bardziej podobnych z wyglądu do tych z jego ojczyzny. Ale dalej mówili tym dziwnym dialektem... Było też kilku bladych postaci, stanowili oni jednak mniejszość. I, na pierwszy rzut oka, zamożniejszą mniejszość. Na targu produkty dzieliły się na dwie kategorie. Po pierwsze, sprzedawane raczej przez tych miedzianoskórych, różnokolorowe proszki wydzielające intensywny, zazwyczaj przyjemny, zapach. Wszystkie te wonie łączyły się w powietrzu i tworzyły specyficzną atmosferę tego miejsca. Jak Chulainn mógł się zorientować, za woreczek któregoś z proszków, płaciło się przeciętnie 4 srebrne krążki. Drugą grupę stanowiło jedzenie, które Chulainn rozpoznawał - ryby, chleb, także woda... Sprzedawali je zazwyczaj bladzi ludzie. Za rybę, bochenek chleba lub bukłak wody płaciło się zazwyczaj jeden srebrny krążek, czasem garstkę mniejszych, brązowych. Znalazł też kilka stoisk z złotymi wyrobami lub wszelkiego rodzaju klejnotami. Te zazwyczaj szły po kilkadziesiąt krążków, a sprzedawali je tylko bladzi ludzie. A różnego rodzaje bronie, żelazne (prawdopodobnie) miecze szły po dwadzieścia krążków, drewniane łuki (trochę dłuższe od tych, które zwykle widywał) po piętnaście, a innego rodzaju bronie kosztowały w miarę podobnie.
Lesser Evil - Mistrz Gry
War of Shadows - Hasimir
A Game Of Thrones - #1Stark #2Martell
Offline
Ruszył na miasto z książkami w poszukiwaniu kaznodzieji, i jkaiegoś punktu wynajmu koni.
Everything is temporary. Czarne Motyle na oknach naszych wrogów mówią o ich sercach więcej niż każde słowa przez nich wypowiedziane.
Offline
Poszukiwania okazały się być nieowocne. Kaznodziei w mieście nie było, choć kilka osób o nim słyszało. Miał jakoby podróżować po okolicznych wsiach. Poza tym koni do wynajęcia także nie znalazł.
Lesser Evil - Mistrz Gry
War of Shadows - Hasimir
A Game Of Thrones - #1Stark #2Martell
Offline
Keks poszukał jubilera lub kogoś kto wyceni dla niego naszyjnik z królikiem
Później keks poszukał jakiegoś wozu , jadącego w kierunku zakonu. Podpytał jeszcze ludzi o kaznodzieję i jakieś szczegóły o nim. Jeśli go odnalazł jadąc do zakonu to oczywiście zatrzymał się i poobserwowoał jego działania.
Everything is temporary. Czarne Motyle na oknach naszych wrogów mówią o ich sercach więcej niż każde słowa przez nich wypowiedziane.
Offline
No, widzę że gwardia proroka już działa. Jeśli zakon faktycznie go tak nienawidzi, to powinien z niej korzystać - Pomyślał Caryll, gdy zobaczył romantyczną przechadzkę Ri'saada z rzekomym prorokiem. - A niech ich w sumie utłuką, ten cały Kaznodzieja nic mnie nie obchodzi, a kot zaczął już doprowadzać mnie do szału.
Za to w okolicy było coś co dużo bardziej go obchodziło. Zakonnicy. Już w Eraston renegat dowiedział się, że też poszukują Kryształów Stworzenia. Naturalnie gdzie był któryś z artefaktów, tam też musieli być Zakonnicy. Szczególnie na terenie zakonnego Imperium. A poza tym jeden z nich posiadał coś co było Caryllowi niezwykle potrzebne. Do nieśmiertelności brakowało mu już tylko run niejakiego Maethora.
Niestety, barman powiedział mu tyle co nic. Co go winić, jest tylko prostym człowiekiem. Caryll nie miał szans na takie życie od chwili, gdy oddano go w młodości do klasztoru. Ale teraz zyska sobie coś więcej...
Miał jeszcze jeden pomysł na dowiedzenie się co tu robią ci religijni fanatycy. I w tym pomogą mu inni religijni fanatycy. Podszedł do jednego z członków Gwardii Proroka, jednego z tych sześciu obwiesi, których nauczył podstaw magii chaosu.
- Niestety waszemu prorokowi grozi niebezpieczeństwo. Dowiedziałem się, że w okolicy stacjonują oddziały Zakonników wysłane z misją zabicia go. - Powiedział do niego.
I collect my story
Under the fragmented skies
Traveling through my wasteland
Praying for the rain to come
Offline
Keksowi udało się znaleźć złotnika, który gotowy byłby zapłacić za jego naszyjnik 91 srebrników.
Nie znalazł za to żadnego transportu powrotnego - żaden wóz nie jechał przez wioskę, w której obozował.
Nikt też nie wiedział nic więcej o Kaznodziei.
Członek Gwardii splunął.
- Jeśli coś będzie mu zagrażało, to go ochronimy.
Wtedy wśród Gwardii zaczęło panować poruszenie. Zauważyli, że ich Kaznodzieja się oddalił. Ruszyli biegiem za nim, po czym utworzyli za nim i Ri'saadem orszak.
Lesser Evil - Mistrz Gry
War of Shadows - Hasimir
A Game Of Thrones - #1Stark #2Martell
Offline
Dewota religijny. Przydałoby się wyjaśnić ten tłum ludzi podróżujący wraz z nami...
- No cóż, jest pan strasznie oddany nauce ludziom. Jest jednak coś, o czym muszę powiedzieć. Ta grupa ludzi - wskazał na Gwardię - przyszła wraz ze mną i z moim przyjacielem gdy usłyszeli że chcemy pana znaleźć. Nazywa się Świętą Gwardią i chcą dla pana walczyć. Chciałbym też panu pomóc w szerzeniu pana wiary, dlatego... chcę dać panu to.
Ri'saad dał Kaznodziei swoje magiczne sandały i opowiedział mu o ich działaniu.
Bardzo głęboki cytat który pokazuje jakim to ja jestem filozofem i dużo wiem o życiu oraz ukazujący moje zdolności szukania informacji w google.
Offline
Chulainn nie mógł pojąć, po co tym ludziom te śmieszne proszki, bowiem w jego ojczyźnie nie używano już proszków, by nadawać zapachy od dobrych kilkuset lat. Chulainn kiedyś o tym czytał, a raczej, słuchał opowieści jego Ojca. Teraz używa się najczęściej płynnych perfum, jednakże niemalże równie często stosuje się żywe rośliny; wiszące ogrody są tam codziennością. Chulainn nie był głodny, ani spragniony, mimo, iż dryfował przez długi czas. Opuścił targ i zwrócił się w kierunku pagórków. Gdzieś tam, tam w górze jest mój bilet do domu. Muszę odnaleźć tego maga! Zatrzymał się nieopodal jakiejś sadzawki i sprawdził, czy wszystko ma ze sobą –złodzieje nigdy nie śpią. Wszystko wydawało się w porządku, więc dokładnie pozawiązywał tobołek, przerzucił go przez ramię i wstał. Potem spojrzał na słońce, które chyliło się ku zachodowi. Wyciągnął rękę i zakrył słońce palcami. Mam jeszcze trochę czasu. Pomyślał. Te pagórki nie będą problemem. Gotowy do drogi, podskoczył kilka razy na znaczną wysokość. Rozciągał się przez chwilę, ręce jak i nogi. Gdy był gotowy ruszył w drogę… A raczej wystrzelił jak z procy. Ludziom Gór na nizinach znacznie łatwiej się porusza. Cel –pagórki! Zawołał w duchu.
"Love is composed of a single soul inhabiting two bodies" ~Aristotle
Offline
Kaznodzieja przyjął informację o powstaniu Gwardii z lekkim zawodem.
- Nie pochwalam takich działań, ale... jeśli chcą, to niech idą.
Mimo to, aż 16 z nich zdecydowało się opuścić szeregi Gwardii, słysząc te słowa, w tym jeden z nowo wyszkolonych Magów Chaosu.
Z kolei sandałów także zdecydował się nie przyjąć.
- Dziękuję Ci, ale nie potrzebuję ich. Tobie bardziej się przydadzą, niż skromnemu słudze boskiemu. - Uśmiechnął się. - Ale dziękuję za pamięć. Bóg Ci to wynagrodzi. A teraz przepraszam... - rzekł, bo wchodzili właśnie do wioski. - Muszę poszukać schronienia.
To rzekłszy, rozkazał wszystkim czekać przed wejściem do wioski. Podszedł samotnie do jednego z domów i zapukał, prosząc o schronienie. Nie dali mu go, podszedł więc do kolejnego. W trzecim z kolei wpuścili go i zgodzili się przenocować.
Pozostali gwardziści zaczęli także już rozbijać namioty przy wiosce.
Chulainn zgrabnie pokonał kilka pagórków i wszedł na długą drogę, prowadzącą do samotnej chatki.
O dziwo, nie spotkał po drodze niczego, co chciałoby go zabić. Okolica wydawała się spokojna, a droga była prosta, bez rozgałęzień.Po dwóch godzinach radosnego hasania, dotarł do małej, drewnianej chatki, stojącej przy drodze. Z jej komina unosił się ogień. Zdawała się być stara i lekko zniszczona. Deski były też przeżarte przez korniki i niektóre zdawały się być gotowe do zawalenia w każdej chwili. Przy drzwiach stało kilka koszów, pełnych owoców, worków z proszkami wonnymi, butlami wody, kawałkami oprawionego mięsa i w każdy włożony był list, spisany zazwyczaj na pergaminie.
Lesser Evil - Mistrz Gry
War of Shadows - Hasimir
A Game Of Thrones - #1Stark #2Martell
Offline
Bóg mi to wynagrodzi? No spoko, czekam na moją sakiewkę srebrników!
Ri'saad postanowił spożytkować swój czas i rozejrzał się po wiosce, po czym poszedł do karczmy, zamówił... tak, zgadliście, wysmażoną rybę, oraz piwo, i przysłuchiwał się różnym plotkom.
Jakby się tak zastanowić, to właściwie czemu Caryll chciał ze mną pójść? Hmm... nie powinien przypadkiem wykonywać rozkazów Ar'Shubabubala czy jak mu tam? Będę musiał się go o to spytać. RYBKA!
Bardzo głęboki cytat który pokazuje jakim to ja jestem filozofem i dużo wiem o życiu oraz ukazujący moje zdolności szukania informacji w google.
Offline
Sprzedał zatem naszyjnik, keśli nie był on jakkoliwek magiczny, po czym kupił mapkę oklicy.
Wiadomość dodana po 01 min 49 s:
Później uznał pójść do zakonu, ale przez wsie, nie lasem, nie był wszakże bezpieczny na gościńcu sam.
Na przyszłość wyrażaj się jaśniej. "zakon" nie wydaje się znaną komukolwiek lokacją, choć łatwo się domyśleć o co chodzi ;P Znieśliśmy ostatnio limity zdań, ale po to były wcześniej wprowadzone, by uniknąć takich sytuacji, bo kiedyś może się zdarzyć, że tego nie rozszyfruję.
~ Administracja
Ostatnio edytowany przez Cioropis (2017-09-07 07:20:50)
Everything is temporary. Czarne Motyle na oknach naszych wrogów mówią o ich sercach więcej niż każde słowa przez nich wypowiedziane.
Offline
Ri'saad wszedł do karczmy i za 2 srebrniki otrzymał pełny posiłek - rybę z okolicznych rzek (raczej przeciętna, zdarzało mu się pewnie jeść lepsze), usmażoną i podaną z pyrami i marchewką. Piwo z kolei także było przeciętnego smaku, trochę stare, ale raczej dobre - dało się pić.
Pogłosek z kolei nie usłyszał za wiele - większość ludzi rozmawiało o przybyciu Kaznodziei. Usłyszał jedynie przelotnie, o działających w okolicy rozbójnikach, zakłócających porządek na okolicznych traktach.
Naszyjnik magiczny nie był,a przynajmniej nic takiego Keks nie mógł zauważyć, a więc złotnik przekazał pieniądze. Następnie Keks kupił od lokalnego kartografa mapę, za symbolicznego srebrnika. Ludzi z Zakonu zazwyczaj traktowano tu lepiej i oddawano im pewne artykuły prawie za darmo. Mapa nie była może najlepszej jakości, ale dawała minimalny obraz okolicy.
Potem ruszył w drogę...
10 kwietnia
Gdy wrócił do wioski, wszystko było już gotowe - polecony stos zrobiony, widły naostrzone... Opat klasztoru z radością przyjął nowe książki. Chciał to jakoś wynagrodzić Keksowi, więc zaprosił go na herbatę. Miał dobrą, sprowadzaną z Wysp Korzennych. Była jedną z najlepszych, jakie Keks pił.
- Wszystko jest gotowe, Kaznodzieja powinien przybyć za kilka godzin. Chciałeś urządzić zasadzkę... Masz może jakieś konkretne plany?
Gdyby miał, przez wioskę biegły dwie drogi. Główna była fragmentem traktu i przy niej były zbudowane wszystkie zabudowania oraz klasztor. Ziemia była jedynie ubita. Druga była położona w poprzek, stworzona gdy przy trakcie zaczęło brakować miejsca. Budynki były głównie drewniane, czasem z kamienną podstawą. Były też raczej stare. Niektóre się rozpadały, dwie szopy były już opuszczone. Trakt z kolei wychodził po dwóch stronach w gęsty las, który otaczał zresztą całą wiochę.
Lesser Evil - Mistrz Gry
War of Shadows - Hasimir
A Game Of Thrones - #1Stark #2Martell
Offline
Czyli jednak nic przydatnego się nie dowiedziałem... No dobra, czas doszkolić armię!
Ri'saad wyszedł z karczmy i wrócił do obozowiska doszkolić rekrutów. Tym razem postanowił uczyć technik walki Wushu i unikania ciosów przeciwnika.
Bardzo głęboki cytat który pokazuje jakim to ja jestem filozofem i dużo wiem o życiu oraz ukazujący moje zdolności szukania informacji w google.
Offline
Pomimo tego, że Ri'saad nie uczył najgorzej, nie znalazł się nikt zdolny przyjąć jego nauki. Po prostu wszyscy byli beztalenciami, co tu dużo mówić...
Lesser Evil - Mistrz Gry
War of Shadows - Hasimir
A Game Of Thrones - #1Stark #2Martell
Offline
Carylla nie zdziwiło, że ludzie nie chcieli współpracować. Zdążył już się do tego przyzwyczaić. Zakonnicy i tak prędzej czy później znajdą proroka. Mimo niesmaku wywołanego reakcją wieśniaka, mag cały czas podążał za formacją obwiesi.
Gdy dotarli już do następnej wioski pomógł świętym gwardzistom rozkładać namioty, a następnie poszedł do karczmy. Wziął jakiś tani, acz smaczny posiłek i spytał karczmarza, gdzie jest najbliższa siedziba Zakonu.
Gdy zaczynała zapadać noc, zgłosił się na pierwszą wartę.
Ostatnio edytowany przez Nie Czaha (2017-09-08 12:01:37)
I collect my story
Under the fragmented skies
Traveling through my wasteland
Praying for the rain to come
Offline
Przemawia motywująco do wszystkich swoich pobratymców zdolnych do walki i zakonników.
Pobiera również lekcję nauki mieczem od jednego ze swoich nowicjuszy.
*Mamy dziś heretyka do spalenia!*-woła
Prosi o przygotowanie czerwonych płaszczy dla 3 nie walczących zakonników.
Przygotowuje 12 kg trotylu.
Objaśnia im swój plan.
Najpierw zamierza porozmawiać z kaznodzieją.
Jeśli uda mu się go zaciągnąć między budynki to nowicjusze mają go zaatakować.
Ukrywa ładunki pomiędzy domkami w zniszczonej uliczce i pod stosem.
Ładunki w domkach zostają połączone lontem i olejem.
Opisuje resztę planu zebranym.
Siada sobie z mieczem na łące oczekując kaznodzieji,
Musi z nim porozmawiać,
Everything is temporary. Czarne Motyle na oknach naszych wrogów mówią o ich sercach więcej niż każde słowa przez nich wypowiedziane.
Offline
Caryll, wchodząc do karczmy, zauważył Ri'saada. Ku jego nieszczęściu, Ri'saad zauważył też niego, zjadł ostatni kawałem swojej ryby i podszedł do niego.
- O, Caryll, dobrze że tu jesteś! Mam do ciebie sprawę!
- Tylko załatw to szybko. Nie widzisz że jem?
- Widzę i nic to nie zmienia. Co ty właściwie tu robisz?
- Jem.
- Nie o to mi chodziło. Co ty robisz tu, z dala od Orthondu i swojego szefa Ala Bubala?
- Teraz podróżuję na własną rękę. Zakonnicy mają pewne rzeczy które są mi... potrzebne.
- Hmm? Jakie to rzeczy?
- Nie twoja sprawa. Czego nie rozumiesz w na własną rękę?
- Tego, że te dwa zdania nie mają ze sobą żadnego związku?
- No tak, nie jesteś zbyt inteligentny. Chodzi o to, że wolę tą sprawę załatwić bez denerwujących kotków.
- Czy to nie ty stwierdziłeś gdy byliśmy w wozie jadącym do Orthondu że wam się przydam bo znam się na PR...?
- Zaczynam mieć wrażenie że jesteś bardziej frustrujący niż przydatny.
- Nikt ci nie każe ze mną przebywać.
- Niestety na razie mamy wspólny cel - walkę z zakonem, więc muszę cie jeszcze znosić.
- "Zakonem", nie "zakonem" No dobra... ja idę spać. Jakbyś czegoś ode mnie chciał, będę na drzewie.
Machnął w twarz Carylla ogonem i wyszedł z karczmy. Po tym jak już odniósł sromotną porażkę w szkoleniu ludu, udał się do drzewa położonego blisko obozu, wleciał na jakąś grubą i mogącą go utrzymać gałąź (na wszelki wypadek nie chował skrzydeł dopóki nie upewnił się że gałąź jest solidna, lepiej zlecieć z gałęzi niż z niej spaść), po czym sobie usnął. Dlaczego? Bo miał taką ochotę.
Ostatnio edytowany przez OhMyGodcat (2017-09-08 21:42:28)
Bardzo głęboki cytat który pokazuje jakim to ja jestem filozofem i dużo wiem o życiu oraz ukazujący moje zdolności szukania informacji w google.
Offline
Noc Ri'saadowi minęła źle, było zimno a gałęzie były niewygodne i ogólnie się nie wyspał. Przynajmniej żadna gałąź się pod nim nie złamała...
Z rana razem z Caryllem (który przynajmniej był choć trochę mądry i spędził noc w karczmie) oraz Kaznodzieją i jego Świętą Gwardią udali się dalej.
Ri'saad czuł się tego dnia trochę gorzej. Dopadł go katar i lekki kaszel, a także było mu zimno, choć dzień był raczej słoneczny.
Doszli do kolejnej wioski. Widzieli już zabudowania wyłaniające się z drzew...
Na drodze siedziały trzy osoby, wszystkie z mieczami i szatami Zakonnymi.
Kaznodzieja uśmiechnął się i zapytał:
- Kim jesteście, dobrzy przyjaciele?
Lesser Evil - Mistrz Gry
War of Shadows - Hasimir
A Game Of Thrones - #1Stark #2Martell
Offline
Oj, przeczuwam kłopoty...
Ri'saad postanowił nie wtrącać się do pokojowych rozmów Kaznodziei. Zamiast tego postanowił dać znak Gwardii żeby się przygotowała na odparcie ewentualnego ataku ze strony oddziału Zakonu któremu przewodzi bezręki człowiek Zakonu oraz sam się przygotował.
Ostatnio edytowany przez OhMyGodcat (2017-09-08 22:51:09)
Bardzo głęboki cytat który pokazuje jakim to ja jestem filozofem i dużo wiem o życiu oraz ukazujący moje zdolności szukania informacji w google.
Offline
*Keksimus Maksimus Dickus Minimus na służbie zakonu św Martysa*-kłania się, spogląda na tłum
*Zostaliśmy poinformowani , że szerzy tu pan herezję za którą spłoniesz poglądy religijne odmienne od ogólnie przyjętych norm, może mi Pan coś o nich opowiedzieć?*- mówi.
*I co ogólnie porabia pan przy klasztorze z tłumem dziwnie uzbrojonych ludzi?*
Ostatnio edytowany przez Cioropis (2017-09-08 23:25:39)
Everything is temporary. Czarne Motyle na oknach naszych wrogów mówią o ich sercach więcej niż każde słowa przez nich wypowiedziane.
Offline
Gdy tylko na horyzoncie pojawiła się mała chatka, Chulainn przyśpieszył znacznie, bowiem do tej pory był strasznie znużony bieganiem bez celu –po pokonaniu piątego pagórka zaczął się zastanawiać, czy nie pomylił kierunków albo czy go kapitan nie oszukał. Teraz jednak widząc swój teoretyczny cel, wszystkie te złe myśli opuściły jego umysł. Przed chatką zauważył kosze z jakimiś listami. Chulainn od razu zrozumiał, że to pewnie jakieś formy podziękowania, za usługi „Maga”. Warto wspomnieć, że w ojczyźnie Chulainna rolę „Magów” pełnili Airmedzi –wędrowniczy mistycy, którzy pomagali z każdym problemem. Chulainn bez chwili myślenia odchylił drzwi chatki i wszedł do środka. Proszę, niech tutejsi Airmedzi będą w stanie mi pomóc! Pomodlił się w duchu.
"Love is composed of a single soul inhabiting two bodies" ~Aristotle
Offline